press article
CEN GW 2007 03 10-11 GSstr1frag mini CEN GW 2007 03 10-11 GSstr8 mini CEN GW 2007 03 10-11 GSstr1frag tekst CEN GW 2007 03 10-11 GSstr8 mini frg z3977815X,Od-lewej--Krzysztof-Banaszewski--autor-tekstu-i-Malgorzata z3977811X,Wspornik-w-pawilonie-Chemii z3977817X,Jeden-z-kopulakow-na-Ochocie

"Kochamy kopulaki" text by Dariusz Bartoszewicz / Gazeta Wyborcza

about article

GAZETA STOŁECZNA local pages of Gazeta Wyborcza, 10-11/03/2007, ISSN 0860-908

"Kochamy kopulaki" text by Dariusz Bartoszewicz, p. 1. "Kopulaki - nasza PRL-owska miłość"  text by Dariusz Bartoszewicz, p. 8.

Fot. Tomasz Wawer / AG

Nikt z trójki "hard core'a" Centrali, pracowni młodych architektów, na oczy nie widział damy z PRL z fryzem spiętrzonym w wielki kok. Za towarzysza Edwarda Gierka chodzili w pieluchach z tetry, teraz chwalą budynki z epoki.

Lewa, lewa. Idą do przodu z hasłem na ustach: "Respekt dla moderny!". Agitują. Bronią tego, co inni chcą burzyć. Zachwycają się tym, w czym inni nie mogą się doszukać niczego, nawet cienia piękna. I zgadzają się z prof. Andrzejem K. Olszewskim, który na debacie w Zachęcie w końcu lutego ostrzegł: - Budynkom takim jak Supersam szkodzi totalne upolitycznienie porównywalne wręcz z latami 50. Wtedy atakowano wszystko, co sanacyjne, dziś - wszystko z PRL. A powstawały wtedy rzeczy lepsze i gorsze, jak zawsze.
Nazwali się Centrala. - My ją stworzyliśmy. W trzy osoby. Kolektyw rozrasta się na potrzeby różnych projektów i akcji - mówią architekci Małgorzata Kuciewicz, Krzysztof Banaszewski i Jakub Szczęsny.
- Chcemy pokazać, jak fantastyczne obiekty powstawały w latach 50., 60. i 70. - podkreśla Gosia.
Młodzi architekci zabierają mnie na spacer po swojej Warszawie, by rozbudzić miłość do PRL, który zbyt dobrze pamiętam. Dlatego nie tęsknię. W pamięci mam akademię ku czci, juniorki na nogach, fartuszki non-iron, ciemne kuchnie nawet w blokach stawianych za wzór. Mieszkałem w potwornej ciasnocie przy ul. Bruna. Tuż obok mojego bloku stał bliźniaczo podobny i uznany za najlepszy dom w Warszawie 1964 r., nagrodzony tytułem Mister Warszawy.
Pawilon Chemii i pani z kokiem
Wycieczkę po "perłach PRL" zaczynamy u zbiegu Brackiej i Nowogrodzkiej. Na stojącym tam pawilonie nieaktualny już neon "Chemia" przykrywa płachta informująca, że teraz handluje się w nim używanymi ciuchami. Obiekt jest nadgryziony zębem czasu, a lokalizacja - fantastyczna. Dlatego jego los jest już niemal przesądzony. Tu ma stanąć dom towarowy - wielki świat i luksus jak z błyszczących katalogów. - Znów wygra dość bezmyślna architektura komercyjna - komentuje Centrala.
Otwierają drzwi do Chemii. Wchodzimy poczuć klimat.
- Zobacz, jaka fantastyczna konstrukcja. Bo w architekturze, jak powtarza Rem Koolhaas [holenderski twórca nagrodzony architektonicznym Noblem, czyli nagrodą Pritzkera], niezwykle istotne jest to, co określa jako "bohaterski wspornik". A tu mamy fantastyczne wsporniki składające się z czterech elementów niczym zdwojony znak "V" - mówi Kuba Szczęsny.
Victoria konstruktora. Victoria architekta. Victoria Jana Bogusławskiego i Bohdana Gniewiewskiego. Dużo zwycięstw w jednym miejscu. Ich wielki sukces, bo w roku 1961, kiedy powstał ten pawilon handlowy, królowała gomułkowszczyzna, szarość i prowincjonalność. I nagle zjawiskowy pawilon!
Kuba podpowiada, by wyobrazić sobie panią sprzedawczynię z ekstremalnym kokiem na głowie. Nikt z trójki "hard core'a" Centrali w realu takiej damy z PRL ze spiętrzonym fryzem na oczy nie widział. Są na to za młodzi. Chodzili wtedy w pieluchach z tetry, bo wszyscy urodzili się w latach 70., za towarzysza Edwarda Gierka, który nawoływał, by budować drugą Polskę.
Podziwiamy posadzkę. Drobniutka, czarno-biała kostka. Teraz takie kafelki są najdroższe i bardzo modne, a ich układanie - żmudne. Fotografujemy. Wypada pani nadzorująca ciucholand. - Kim państwo są? Co robią? - zarzuca nas gradem pytań.
Tłumaczymy się, że "my są niewinni", że jesteśmy architektami i dziennikarzami. Podziwiamy formy, "język budownictwa przemysłowego" (tak mówią w Centrali) zastosowany w obiekcie z "bohaterską konstrukcją", dzięki której w środku jest tyle światła, "a dach zdaje się szybować". I ostrzegamy: - Już się czai wielki inwestor.
- Nic nie jest przesądzone w sprawie tego pawilonu - uważa jednak pani (nazwiska nie poda).
- Zrobiliśmy kiedyś taki projekt prowokację. Pokazaliśmy, że to idealne miejsce na infobox dla Warszawy. Turyści w tym świetnie położonym obiekcie mogli dowiedzieć się wszystkiego o mieście i co się w nim dzieje. Tego brak - przypomina Krzysiek Banaszewski.
Przytulić „naleśnik" do serca
Kolejny przystanek - stacja PKP Powiśle już pod skarpą, z początku lat 60. Znad malutkiego kiosku wypiętrza się imponująca łupina z żelbetu bez żadnych podpór. Podświetlona od spodu mogła się kojarzyć z latającym spodkiem.
- Rekordowa ekspresja w żelbecie - kolektyw Centrali cmoka z podziwu.
- Jak najcieńsze przekroje, jak największe rozstawy i rozpiętości. A przecież nie było komputerów, wszystko liczone na piechotę. Prawdziwa inżynierska robota - zaznacza Kuba.
Wchodzimy po schodach na peron. Nad torami nie ma hali, tylko konstrukcje z żelbetu i stali. Przy ziemi zajmują mało miejsca, u góry - dużo, zdają się od niej odrywać, by towarzyszyć mknącym pociągom. Porównania, które się nasuwają: origami, wachlarz, faworki, harmonia. Nagle wjeżdża Szybka Kolej Miejska. Szok. Architektura sprzed półwiecza tworzy absolutną harmonię z opływowymi kształtami SKM. To wrażenie jest tak niezwykłe, że zaczynamy się śmiać, bo nawet kolory na wagonach i "faworkach" konstrukcji stalowych dźwigających trakcję elektryczną wyglądają tak, jakby zostały specjalnie zaprojektowane.
Wspinamy się schodami pod górę. Stajemy w przeszklonym pawilonie, z którego widać wielkomiejską Warszawę - perspektywę Alej Jerozolimskich z kikutem palmy, wieżowce, Pałac Kultury. Architektura stacji jest lekka jak rysunek piórkiem.
- To dzieło pana Arseniusza Romanowicza i Piotra Szymaniaka (konstrukcja W. Brzozowski i M. Gołąb). Oni eksperymentowali z formami paraboloidy hiperbolicznej, byli na bieżąco z tym, co robili najlepsi projektanci na świecie - przypomina Kuba.
Przejeżdżamy samochodem obok "naleśnika", daszku stacji WKD na rogu Al. Jerozolimskich i Jana Pawła II. - Przecież z takiego "naleśnika" można by zrobić maskotkę Warszawy - marzy Gosia Kuciewicz.
- Z czego? - pyta Krzysiek Banaszewski. - Na przykład z pluszu - odpowiada.
Przytulić się do miękkich przystanków PKP. Położyć się z nimi spać . Przycisnąć do serca. Jaki fajny pomysł!
Gosia: - Wyobraźcie to sobie, że znikają te wszystkie budy i namioty. Że wszystko naprawiamy i czyścimy - jak byłoby pięknie.
Okrąglaki, grzybki, kopulaki
Rzut oka na pawilon przy ul. Przeskok. Wygląda jak wieszak na reklamy. Okropnie. - Tu nie widać bohaterskiego wspornika. Ale jest piętro wysunięte nad parter, nadwieszone na szerokość ok. 3 m nad chodnikiem. I kontrast ciężkiego pudła stojącego na przeszklonym trzonie. Trochę jak w pomyśle na Muzeum Sztuki Nowoczesnej Christiana Kereza - rzuca Kuba.
- Dom Chłopa. Ma sfalowany dach. Jego miękka linia była inspirowana kołyszącym się na wietrze łanem zbóż - przypomina Gosia.
Obok - NBP z lat 1974-75. Młodzi z Centrali zwracają uwagę, że nieregularne utlenianie się okładzin z brązowego aluminium na elewacji gmachu dodało mu szlachetności. - Teraz za podobny efekt inwestorzy na Zachodzie płacą krocie - zwraca uwagę Kuba.
Prowadzi do środka. W przeszklonej hali operacyjnej banku zachwyca się światłem wpadającym z góry przez dach. Rozpiera się na fotelach z marmuru i skóry. Przybiera pozę wielkopańską i mówi po angielsku jak w kiczowatej reklamie: - To Polska. Piękny kraj. Kraina bursztynu.
Po upojeniu się luksusem PRL pora na deser. - Pokażę moją wielką miłość, czyli kopulaki - zachęca Gosia.
Zakątek mnożył kopuły
Kurs na Ochotę. Z al. Żwirki i Wigury zakręcamy w 1 Sierpnia, a z niej w lewo - w Ustrzycką. Oto i one. Mogłyby zagrać w dobranocce "Żwirek i Muchomorek". Mało kto o nich wie. Kopulaki (od "copula"), czyli eksperymentalne domy jednorodzinne kopułowe projektu architekta Andrzeja Iwanickiego. - Mieszkańcy używają innych określeń na swoje domy: ule, okrąglaki czy grzybki. Ewentualnie kopułaki przez "ł". Nie wiadomo, skąd się wzięły tak frywolne kształty. Prawdopodobna jest teoria, że należało oszukać biurokratów strzegących tzw. normatywów. W PRL powierzchnia domu prywatnego nie mogła przekroczyć 110 m kw. A w trzykopułowych (bo są i mniejsze - dwukopułowe) normatyw został przekroczony o blisko 30 m kw. ze względu na łuki i przestrzenie niepełnowartościowe, bo o wysokości mniejszej niż 2,2 m - wyjaśnia Gosia.
O kopulakach wie wszystko. W każdym zakamarku był pawlacz lub zabudowa pociągnięta białą olejną. Kopuły pokrywały farby nitro w jasnych kolorach. Na podłogach barwiony estrichgips lub PCV. W pomieszczeniach "mokrych" (kuchnia, łazienka) błyszcząca glazura, kominki dekorowane mozaiką w biało-czarną szachownicę. Centralna kopuła to salon, dwie pozostałe, dzielone ścianami skrywały sypialnie, kuchnię i łazienki. A w środku między nimi pod płaskim dachem - serce domu - jadalnia z dwustronnym kominkiem otwierającym się na salon.
Kopulaki zbudował Zakątek (Spółdzielcze Zrzeszenie Budowy Domów Jednorodzinnych). W latach 1961-66 wśród pól na styku Rakowca i Okęcia zaczęło realizować eksperymentalną kolonię. Zamiast 70 powstało zaledwie dziesięć, bo okazały się za drogie w realizacji. Tylko niektóre zachowały czystość bajkowej formy. Reszta obrosła domami kostkami albo rozrosła się, nawet w wielopiętrowe biurowce.
Gosia zebrała opinie mieszkańców: ? "Aranżacja domu jest trudna, ale wnętrza są bardzo przyjemne". ??"Rury w niektórych miejscach muszą być wyginane w kształcie ścian". ??"Budynki ocieplone są z zewnątrz plastrami z pumeksu o grubości 10 cm. Dzięki temu zimą jest nam bardzo ciepło i koszty ogrzewania nie są wysokie. Latem zaś mamy przyjemny, chłodny mikroklimat".
- Chciałem sobie kupić taki dom. Ale nie stać mnie - ubolewa Kuba Szczęsny.
- Gdyby kopulaki były w jakimś mieście na Zachodzie, trafiłyby do przewodników i na pocztówki - marzy Gosia.
- Wciąż chwalimy się Starówką. A przecież Warszawa to fascynujące lata 50. i 60. To nowoczesne miasto - przypomina Krzysiek.
A blokowiska? Krzysiek: - Były też wynaturzenia, np. osiedle Za Żelazną Bramą. Ale na większości osiedli PRL w mieszkaniach jest światło i zieleń. Budynki są od siebie oddalone, a nie stoją okno w okno jak teraz.
Kolektyw z Centrali zapowiada, że jesienią w Warszawie odbędzie się festiwal młodej architektury. Chcą wtedy zrobić skan miasta. Będą je promować. Kolegom, którzy ściągną ze świata, pokażą to, co Warszawa ma najlepszego i oryginalnego. Co? - Perły architektury PRL - odpowiadają chórem.

publication date

03/2007

our work by type
by project advancement
by period
www2